w kontekście wyrazów (0 oznacza kontest fiszki).

[MAŁŻEŃSKA RECEPTA]

Tak małżeńską receptę pisze mądrość zdrowa.
Że niech się z mądrą głową żeni mądra głowa;
Lecz gdy ich jest brak wielki, każe przykład mnogi,
By z mądrymi nogami poszły mądre nogi;
A gdy los mięsza członki przez mądrość surową,
Niech nogi wiodą głowę lub rządzą się głową.
Lecz z ludźmi zwykle bywa, mówiąc bez przymówki,
Że złożyć jedną głowę muszą dwa półgłówki.




DO BRONISŁAWA Z.

Maleńkich dwoje dzieci pod ubogiej chaty progami
Zabawiało się wzajem ziarnkami rozbitej szyby,
Szyby, której rozłam stanowił epokę we wsi,
Gdzie rzadki chadza szklarz, a grad pamiętnym bywa,
Potratowane zostawując łany i gałęzie drzew...
Mędrzec patrzył na dzieci i radość ich z tęcz, rzucanych szkłem,
I oto narodziła się soczewka, a myśl zawróciła teleskopem
W słońc miliardy i w światów szlak przez Drogę Mleczną!

-Tak, ze Świętego Kaźmierza murów po-zastołecznej krasy,
Pytam Cię-nie, „czy weneckie znasz zapusty?",

Lecz czy Przełożonej Zakonu Sióstr święto-Imienne

Znasz, o! rodaku, pośród mnogich hucznego Paryża ciekawości ?!

Michelet stary, którego młodzieńcze czarne oczy
Przy jak śnieg białej grzywie włosa stoją mi jeszcze w pamięci,
Mówił mi był: żesztuki przyszłość polega na tym,
By wyrazić dobroć"... piękność bowiem i świętość
Częstotliwiej zachwycał niejeden dostojny mistrz.

-Wallenroda autor w Rzymie (pomnę to jak dziś),

Gdy o sztuce raz ze mną mówił (mistrz w teoriach skąpy,
Przenoszący nad one - twórstwo nieśmiertelnego geniuszu),

Rzekł: „Nie patrzy dziś sztukmistrz, albo wejrzenia k'temu nie ma,
By uważył postać i lica córki zakonnej,

Gdy, przyjąwszy Sakrament, od ołtarza stopni odchodzi-
Źródliska tam!..." - Dziadów autor, pomnę, jak to mówił ze mną.

Co piszę?" - mnie pytałeś; oto list ten piszę do Ciebie -
Zaś nie powiedz, drobną szlę Ci dań - tylko poezję!
, która bez złota uboga jest - lecz złoto bez niej,
Powiadam Ci, zaprawdę jest nędzą-nędz...
Zniknie i przepełznie obfitość rozmaita,
Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą,
Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: poezja i dobroć... i więcej nic...
Umiejętność nawet bez dwóch onych zbiednieje w papier.
Tak niebłahą dwójcą te siostry dwie!...

Ty myśliłbyś, że z Paryża teraz do Ciebie piszę,
przepłynionego Sekwaną, która co noc
Samobójstwo lub zbrodnię falami swymi
W płachty chłodne otula przy drżącym blasku gazu -

Patrz - oto tam i owdzie mało okaźne mury.
Wnijdź - ma się pod wieczór, mniemałbyś może,
na Malcie w zakonu gdzieś rycerskiego ostatku
Zatułałeś się... tu, tam - uchylone Ci drzwi okażą
Rdzawą na murze szablę albo groźny i smętny profil:
O mało nie stuletni ówdzie mąż w konfederatce, jak cień
Nie dołamanej chorągwi przy narodowym pogrzebie,
Przeszedł mimo i zagasł w długim jak nicość korytarzu
Czujesz dzieje, jak idą, niby stary na wieży zegar,
Nie pytający się o miasto, któremu z chmur bije godziny.
Wiek tu który ? który rok ? niedola która ?
Tacyt stary mógłby z mężami tymi rozmawiać,

Nauczając się, jak nauczać niefortunnych-rzeczy morału.


Patrz! - oto i gdzieniegdzie, tam i sam,
Ożałobione blisko od dwóch tysięcy lat
Kochanki Tego, który był umarł na Golgocie,
Przechadzają, dla Jego wspomnień dobrze czyniąc.
Nagłowia ich białe w powietrzu drżą za krokiem,
Prowadzonym oblubieństwem obowiązku.

Dziś, że święto imienne głównej w zakonie matrony,
Kilkadziesiąt panienek w tyleż zakwita uśmiechów.
Ruch niezwykły dostrzegasz - kury nawet i kogut
Oglądają się w słońcu skąpo błyszczącym na murze;
Nieleniwo pies kroczy z ciężkiego spuszczon łańcucha.
Świat coś czuje. - Opodal jest wielkie miasto Paryż,
Za bogactwy goniące we dwa miliony śmiertelnych.
Tu - dyjalog - a rzekłbyś, że z czasu Tyrso da Molina.
Już poczyna się wieczór: panna przebrana z wąsami,
Kreślonymi widocznie nie męską ręką - ta znowu,
Jak Żyd z brodą, niezgrabność kłamie umiejętnym krokiem.
Aniołowie w intrygę dramy bez ogródek wchodzą,
Jak u siebie Cheruby - i widać, że im wygodnie
Ze skrzydłami z papieru, które chowają się potem
Na rok przyszły w komodę... jakkolwiek panienki rosną
I ze skrzydeł, mniemałbym, wyrasta osoba słuszna.
Krakowiaki z dziewkami - wielkości tej, co dwa razy
Ten papieru arkusz - taniec poczynają hoży,
Czapkami się kłoniąc i gest mając ojczysty
Nie znajomej im ziemi... (tak, pomnę, że się bawiłem
Z wolą matki, przedzgonną obok złożonej chorobą!...).

Alić finał nadchodzi: morał i próżniące się szybko kosze,
Z których wylatują pomarańcze, a te rozchwycone rękami,
Które, objąć nie mogąc całej owocu okrągłości,
Powiększają onegoż wielkość, wytworność i cenę.


Szczęście - widzisz, mój drogi! - jest - i Ojczyzna - i Ludzkość
(Z pomarańcz bierz dowód... azali Newtonowe jabłko
Prawd nie pouczyło znamienitych?...) - jest i potęga istna sztuki
Żywej wtedy, gdy bliskie umie idealnym znamienować.
Pobłażliwym to niechaj czyni Cię i dla heksametru:
Exsul eram, requiesque mihi, non fama!!..."
Vale - -

1879